jesienna depresja - coś w tym jest. zazwyczaj jesień i zima jest u mnie najgorszym okresem w roku. ok, nie tak, że jest jakoś źle czy coś, tylko chodzi o ogół. trzeba się odzwyczaić od paru osób, od ładnej pogody, trzeba się za to przyzwyczaić do nauki i różnych obowiązków, które wracają po wakacjach... to nie działa na mnie korzystnie. nie ogarniam jak ktoś może lubić te zmulone 6 miesięcy. ciągle narzekam na to samo, wiem. prawdopodobnie będę tak narzekać dopóki nie przydarzy mi się coś, co dużo pozmienia, jakoś nie zapowiada się na jakieś zmiany.. nie ma tego złego co by gorszym być nie mogło. ;) miło by było wrócić tak do dzieciństwa, kiedy największym problemem była zepsuta zabawka, albo, że ktoś w przedszkolu może mnie przerosnąć. nawet początek gimnazjum jest mi strasznie daleki. czuję dosłownie jakąś przepaść między mną na początku gimnazjum, a mną teraz. strasznie się pozmieniałam. nie wyobrażam sobie, że za 5-10 lat mogłabym nie pamiętać tego co się teraz dzieje. to co się stało przez tą szkołę na zawsze mnie zmieniło, nowi ludzie, jakieś mądrości życiowe, zasady. nie, nigdy nie zapomnę.
wczoraj odbyła się chyba pierwsza rozmowa, w której to ja słuchałam rad, a nie sama je dawałam. zazwyczaj to ja robię za pomoc. ok, nie jestem w potrzebie pierwszy raz i na pewno nie po raz ostatni, ale zawsze w większości radziłam sobie z problemem sama, tylko najwyżej rozważałam sugestie innych, ale w efekcie to samodzielnie wybierałam właściwą według mnie drogę. tym razem zostałam w kropce. może nie w pełnym tego słowa znaczeniu, bo są jakieś alternatywy, ale po uświadomieniu mi paru słów przez M. zrozumiałam, że teraz nie mogę się dać pochłonąć temu chaosowi w mojej głowie, ale muszę się stosować do wskazówek mojego prywatnego psychologa. przede mną ciężkie zadanie. szansa, że osiągnę cel jest znikoma, ale muszę się jej trzymać, choć niezbyt wierzę w zwycięstwo. wiem, że warunkiem powodzenia jest optymizm, jednak w tym przypadku nie ma to za bardzo odniesienia do rzeczywistości, bo sprawa jest delikatna i przepełniona cząstką mnie i trzeba tą cząstkę zniszczyć. to wszystko traktuję jak jakąś bitwę czy coś, a tak naprawdę to odbędzie się tylko w moim umyśle. muszę zmienić nastawienie.
takie soboty mogłyby być zawsze. Ty za mnie, ja za Ciebie, tak to działa. wyłączam jakieś głupie zamartwianie się, po prostu żyjemy tym co jest teraz.








