coraz bardziej przekonuję się do zespołu Poison.
ostatnio nie mam na nic czasu. tylko siedzę i użalam się nad rzeczami, które mogłam i powinnam zmienić. rutyna mnie prześladuje. mam dość większości osób, z którymi dane jest mi spędzać czas. niech ten semestr się wreszcie skończy...
nienawidzę świąt. nienawidzę tej pieprzonej, świątecznej atmosferki. tego pieprzonego latania po sklepach za prezentami, tego pieprzonego siedzenia w kuchni, tych pieprzonych rodzinnych spotkań... nienawidzę ubierać pieprzonej choinki, nienawidzę składać komuś pieprzonych życzeń i dzielić się opłatkiem... nienawidzę kiedy przychodzę po wigilii do mojej babci, u której siedzi połowa rodziny i zasypują mnie pytaniami typu: "jak w szkole?", "masz już jakiegoś?", "jak ma na imię?", "kiedy nam go przedstawisz?"... nienawidzę kiedy w telewizji pokazują te wszystkie filmy i reklamy, gdzie cała rodzinka szczęśliwa siedzi przy stole, a dzieci rozpakowują prezenty... to jest takie idealne... kiedy w czwartek na niemieckim ubieraliśmy w klasie choinkę to jakoś dziwnie się poczułam... z jednej strony ta niechęć do tego wszystkiego, do świąt itd, a z drugiej... sama w to nie wierzyłam, ale powiedziałam do siebie w myślach, że chcę już święta... sama nie wiem czego chcę...
http://www.youtube.com/watch?v=ZBsFntczDoM