nie wiem jak to określić. głupia potrzeba, żeby pokazać całą przykrość, którą mi sprawiono, a z drugiej strony walka z samą sobą. tak długo trzymaliśmy się razem, żeby w końcu być w dwóch różnych obozach. zdajesz sobie sprawę? jest progres, jak nigdy. ale końcem końców ani Ty, ani ja nie podejmiemy ostatecznej decyzji. i tak dużo osiągnęłam, a teraz wyrzucam to wszystko ze swojej głowy, bo tak musi być. raz na zawsze, po prostu ostatni raz kiedy o tym myślę i koniec... do nowego roku ma się to skończyć, głupie wyrzuty sumienia, spojrzenia, przemyślenia i reszta tych bzdur. nie jest mi to już potrzebne. jestem na tyle dobra, żeby wybaczyć, ale nie na tyle głupia, żeby zaprzątać sobie tą sprawą umysł. potrzebuję tylko trochę czasu. za miesiąc święta. założę się, że wolne zmieni wszystko tak, jak ja chcę żeby było.
muszę się wziąć za odnawianie starych znajomości, bo brakuje mi tych osób.
niektórzy ludzie są po prostu okropni. kurde, jak bardzo trzeba mieć nasrane w głowie, żeby zachowywać się wobec obcej osoby, której w ogóle nie znamy w ten sposób? jakaś metoda na dowartościowanie się? po co uogólniać, że wszyscy są tacy sami? przecież każdy jest inny. jak można obrażać kogoś nic o nim nie wiedząc, tylko od razu szufladkowanie, że ten to jest taki, a tamta jest taka... jak tępym trzeba być, żeby słuchać muzy, która czegoś uczy, a w życiu codziennym być egoistycznym frajerem? skoro przekaz nie dociera, to znajdź sobie coś bezsensownego, żeby tylko fajnie brzmiało i czas umilało, albo zastanów się nad sobą. aż szkoda słów.
tymczasem słucham Hanoi Rocks i zatracam się w rozmyśleniach. czas znaleźć sobie konkretne zajęcie.
a to zdjęcia z wczoraj lub przedwczoraj, znalazłam je dzisiaj na telefonie.